Drugi raz w życiu trafia mi się sytuacja, że umiera ktoś, kogo znałem osobiście, z kim rozmawiałem, uśmiechałem się do niego czy też podawaliśmy sobie ręce na powitanie, a na pożegnanie życzyliśmy banalnego „miłego dnia!”…
Jeszcze nieco ponad rok temu pracowaliśmy razem w Teatrze STU… a przed chwilą dostałem RSSem link do tekstu Joanny Targoń z krakowiskiej Gazety Wyborczej. Oto ten tekst (za gazetą.pl):
Odszedł nie w porę. Za wcześnie. Za młodo. Wracał z wakacji w Chorwacji samochodem z przyjaciółmi, na Słowacji zatrzymali się na chwilę przy stacji benzynowej i staranował ich tir. Paweł Szot.
Absolwent krakowskiej teatrologii, pracował w Teatrze STU, wcześniej w Cricotece, szkole teatralnej i Teatrze im. Słowackiego. Czym się zajmował? Można powiedzieć, że wszystkim, bo wszędzie sprawował (nieformalnie lub formalnie) funkcję tzw. prawej ręki. Niezwykle kompetentny, wiedział wszystko o funkcjonowaniu instytucji, w której właśnie pracował. Wszystko potrafił załatwić. Proszony o pomoc lub informację, nigdy nie odsyłał do kolegi czy koleżanki. Można było najwyżej usłyszeć: „Poczekaj chwilę, dowiem się, oddzwonię”. I zawsze oddzwaniał. Wszystkich znał i wszyscy go znali, o co w niezbyt wielkim teatralnym środowisku nietrudno. Wszyscy go lubili, o co znacznie trudniej. Za klasę, elegancję, poczucie humoru, dyskrecję, dobre wychowanie, spokój tak rzadko spotykany w nerwowej teatralnej atmosferze. I za – niebezkrytyczny – entuzjazm. Bo Paweł, choć całe życie pracował w teatrach, po drugiej stronie, był znakomitym widzem. Starał się oglądać wszystko, nie tylko w Krakowie, jeździł na festiwale, przeglądy, robił teatralne wycieczki po Polsce. Przyjemnie się z Pawłem rozmawiało o teatrze; jego oceny były krótkie, trafne, a krytyczne uwagi niebolesne, choć celne. Paweł żałował, że się komuś nie udał spektakl, a nie cieszył się z klęski. Namawiany do pisania – choćby o Kantorze, o którym wiedział wszystko – wykręcał się i zasłaniał tajemniczą niedyspozycją pisarską: „No wiesz, jak to ze mną jest”.
Paweł miał 34 lata. Zginął w sobotę nad ranem.
Trafnie to jota napisała. Taki właśnie był Paweł – nic dodać, nic ująć…
Spoczywaj Pawle w spokoju.
Cudowny,wrażliwy chłopak-
To żadne pocieszenie, ale może być gorzej – jakkolwiek to zabrzmi.
Ja dostałem taką informację „hurtem”. W czasie Sylwestra.
Współczuję.