Od prawie trzech tygodni pracuję w nowym miejscu. I to nie tylko w „nowym zakładzie pracy” tudzież w „nowej firmie”, ale całkowicie w innym miejscu.
Zmieniłem z dniem 4 lipca (heh… może to zbieg okoliczności, ale tak na prawdę w tym momencie właśnie zauważyłem, że to właśnie 4 lipca! A nie tak dawno oglądałem po raz kolejny Born on the 4th of July, ale mniejsza o to) miejsce zamieszkania, a nieco później zacząłem pracę w centrali pewnego banku. I teraz już nie mieszkam w moim ukochanym Krakowie, a w Warszawie…
Na razie tylko „Warszawie” – bez żadnych epitetów.
Czy lepiej? Jeśli chodzi o pracę to na pewno – jestem osobą odpowiedzialną (przede wszystkim) za treści ukazujące się na stronach portalu tegoż Bardzo Wielkiego Banku ;) oraz za kilka innych spraw (ostatnie dwa dni w pracy to – nie licząc pomniejszych spraw – analiza rocznych statystyk portalu; wcześniej przygotowanie nowego layouty newslettera). Podoba mi się. Podoba mi się praca, to co mam do roboty i jak to wygląda; podoba mi się wiedza którą już zdobywam i cała ta wiedza, która jeszcze przede mną. A sporo jej.
Czy lepiej, jeśli chodzi o miasto? Jeszcze nie wiem. Od 4 lipca nie wyjechałem z Warszawy (nie licząc jakiegoś drobnego popołudnia nad jeziorem). Nie czuję się tutaj tak swobodnie jak czułem się w Krakowie (no, ale w Krakowie mieszkałem w sumie dziewięć lat), ale nie czuję się też specjalnie wyobcowany. Może dlatego, że mam się z kim spotkać? Może dlatego, że poza pracą i kilkoma osobami tak na prawdę nie bywam w mieście? Nie chodzę po klubach, nie rozmawiam z ludźmi? Może po prostu jeszcze się nie oswoiłem… Sam nie wiem, trochę też nie ma na to czasu.
Nie ciągnie mnie za bardzo do Krakowa (ale do ludzi, którzy w Krakowie zostali jak najbardziej – to dwie różne sprawy) – bardziej ciągnie mnie do zwiedzania Warszawy i poznawania jej. Tak po prostu chodzenia po niej, poruszania się i poznawania. Ulic, placów, parków, knajp i pubów.
w tej chwili witryna Bre Banku wyglada co najwyzej srednio, liczymy na Pana :)