Przejdź do treści

Ile trzeba zjeść czekolady żeby dostać Nobla?

Znacie to pytanie? Wiecie skąd pochodzi? To poznajcie jeszcze moje zdanie!

Janinę Bąk poznałem oglądając na YouTube jej wystąpienia w ramach konferencji – dwa albo trzy. Jedno na pewno o czekoladzie i Noblistach, to pewne. Poszukajcie, fajne jest. Te inne które oglądałem też są fajne. Janina umie w prezentacje i w statystykę, to jest bezsprzeczne. Jest zabawnie, jest na poziomie przystępnym dla laika (a statystyka to nie jest kaszka manna albo zupa pomidorowa!).

Kilka miesięcy temu Janina wydała książkę, kupiłem jeszcze przed premierą (mogłem poczekać, teraz jest o połowę taniej), przeczytałem.

Śmiechłem parę razy.

Ja to tak ze statystyką średnio – mój nauczyciel w średniej szkole powiedział kiedyś: "wiecie, ja się statystyki na studiach nie nauczyłem i pewnie jej wam dobrze nie wytłumaczę, bo sam dobrze nie rozumiem". I mniej więcej mam tak samo: mi nie wytłumaczono dobrze, więc niewiele umiem, szczególnie tych bardziej zaawansowanych rzeczy. Sądziłem więc, że z książki Statystycznie rzecz biorąc czegoś się może dowiem albo chociaż utrwalę to co wiem.

Korzystając z dowcipnych przykładów – w tym autorka jest dobra.

Co byłoby przyjemniejsze niż czytanie Aczela (konkretnie Statystyka w zarządzaniu).

Przyjemniejsze było, fakt. Ale czy dowiedziałem się czegoś?

Na pewno poznałem i utrwaliłem sobie typowe dowcipy Janiny:

  • o życiu studenckim w akademiku, na uczelni, o nieogarniętych studentach, zamyślonych studentach i tak dalej
  • o tym, że Wigilia u mamy na którą przychodzą różne na przykład wskaźniki, parametry, sposoby losowania próby to bardzo fajna przenośnia. A jak nie Wigilia to chociaż zwykły rodzinny obiad
  • o tym, że Ojciec Mateusz to najpopularniejszy serial i fakt czy on się komuś podoba czy nie to jakiś parametry, którym można na przykład dzielić grupę
  • porównywanie różnych rzeczy do jedzenia, przykłady związane z jedzeniem (pączkami, zupą pomidorową)
  • coś o brzydkich zdjęciach w dowodzie i wstydzie z tego powodu
  • gołębie są śmieszne (na przykład ze skórką od chleba na szyji)

Utrwaliłem, bo po obejrzeniu nagrań z TEDx dostałem te same dowcipy na papierze. A że książka ma jakieś 300 stron to dostałem je kilka razy.

Co dostałem merytorycznie? No pamiętam (książkę skończyłem czytać jakieś dwa miesiące temu) że był jeden rozdział gdzie były wymienione błędy (I i II rodzaju). Tak, to było. Czy coś jeszcze? Nie pamiętam.

Szanuję kampanię promocyjną wokół tej książki. Jak na temat który dla kogoś kto Janiny nie kojarzy to mega kampania (w sensie że duża i fajna). Ale niestety Janino, nie szanuję Twojej książki. To taki Harlequin podręczników.

Warto przeczytać, bo zawsze warto książki czytać. Ale czy coś po tym zostaje w głowie? Mi nie zostało. No, może poza jednym – w kolejnych kontaktach z Janiną (czy to na jej blogu, Facebooku czy YouTubie) znowu znajduję te same dowcipy.

12 komentarzy do “Ile trzeba zjeść czekolady żeby dostać Nobla?”

  1. Dziękuję, też miałam podobną opinie. Dla mnie to stand up. Nawet pisałam recezje na empiku, bo nie rozumiem, sztuczniej nakrecanej sytuacji.

  2. Dużo lepiej bawiłem się przy Statystyce dla bystrzaków a żarty są bardzo mocno McDonaldowe…jak szukasz powtarzalnego jedzenia w dobrej cenie to sie skusisz ale jak chcesz czegos więcej to szukasz czegos innego. Tak wiec porównanie do „harlequin” bardzo bardzo na miejscu. Z drugiej strony autorka nikogo nie oszukuje bo juz po przeczytaniu pierwszej strony można ocenić, że cos nie gra..

  3. W takim razie co mamy myśleć o całej „elicie” marketingu, która świetnie bawi się na jej wystąpieniach? Taka iluzja zajebistości ;) Autorki osobiście nie znam, nie znam jej dorobku, tyle co z jej „CV”, skończyła studia w UK i wykładała. Ale nic więcej odkrywczego nie było. Patrząc po opisach profilów itp. sorry, ale tutaj nieco wylew ego się ujawnia :/ Książka w stylu POP. Dla marketingowej świty idealna pozycja, później lepiej szkolenia się sprzedaje i SSL LinkedIn rośnie, ale dla rozwinięcia się w statystyce nie warta uwagi.

  4. Tak! W końcu ktoś to napisał! Byłam tak okrutnie zawiedziona książką Janiny… Miałam nadzieję, że się czegoś nauczę, tym czasem dostałam dokładnie te same żarty, które już od niej słyszałam, czytałam, a żeby dotrzeć do wartościowej treści, musiałam przerzucać strony. Czy naprawdę anegdoty muszą mieć po 5 stron, żeby w 3 zdaniach wytłumaczyć, czym jest odchylenie standardowe? Ta książka to coś, na co długo czekałam i na czym się najbardziej zawiodłam w moim długim czytelniczym życiu. Smutłam :(

  5. Nie rozumiem „fenomenu” p. Janiny. Oglądałem niektóre wystąpienia i nie znalazłem w nich nic ciekawego. Merytorycznie słabe. Książkę przekartkowałem i stwierdziłem, że to samo co w wystąpieniach czyli niewiele niestety. Pani Janina robi – jak ktoś tu zauważył – stand-upy. I nic więcej. Mam ponad 25 letnie doświadczenie w badaniach rynkowych, statystyce itp. zdobywane w firmach liderach rynku. I nie rozumiem tej popularności. To nawet nie jest typ „analiza dla żółtodziobów” i jak widzę te zachwyty na konferencjach, to jednak dochodzę do wniosku, że branża się stacza. NIestety

  6. A ja mam nieco odmienne zdanie. Ale może wynikać to z faktu, że ze statystyką mam tyle wspólnego, że musiałam ją zaliczyć na pierwszym roku studiów i nie specjalnie mam potrzebę, żeby ją zgłębiać. Ta książka nie jest podręcznikiem do statystyki i nikt nie obiecywał, że będzie. Jest całą Janiną – zbiorem anegdotek, skojarzeń, historii i ciekawostek. Janina jest blogerką/instagramerką i ma specyficzny styl opowiadania. Myślę, że albo się ją uwielbia, albo nie. Ja jestem w tej pierwszej grupie.

  7. Ja też jestem rozczarowana tą książką. Nie spodziewałam się oczywiście, że będzie to podręcznik, ale sądziłam, że znajdę tam więcej konkretnej wiedzy na temat statystyki (takiej na poziomie popularnonaukowym, a nie akademickim, ale jednak). Lubię anegdotki, ale sądziłam, że będą raczej środkiem do opowiedzenia czegoś wartościowego, a nie celem samym w sobie. Anegdotek jest tu zdecydowanie za dużo. Miałam też wrażenie, że autorka bardzo chaotycznie skacze po tematach, a większość z tego nie służy absolutnie niczemu. Mimo wszystkich wad książkę czyta się lekko i przyjemnie, można czytać do poduszki, co nie zmienia faktu, że niewiele z niej wyniosłam. Może po prostu nie byłam odpowiednim „targetem”.

  8. Podzielam opinię. Żarty dobrze brzmiące podczas występu na Ted-ex niekoniecznie pasują do książki. Tym bardziej niestrawione, że powtarzane wielokrotnie przy każdej okazji. Żadko się to zdarza, ale lekturę porzuciłam w momencie, w którym zorientowałam się, że niczego nowego się już nie dowiem, ani o czekoladzie, ani o kabanosach, ani czym jest doktorat oczami matki.

  9. Jeszcze nie skończyłem czytać książki Janiny, a mam podobne odczucia – w kwestii promocji, zawartości i jakości żartu. To ostatnie zupełnie mi nie podeszło.

    Natomiast pocieszyłeś mnie, że do analizy danych nie muszę się uczyć statystyki

  10. Myślę, że osoby związane z analizą danych/statystyką zupełnie źle podeszli do tej książki. To jest nie jest książka z której można coś wynieść. To raczej zbiór anegdot i żartów, które zupełnie nie można czytać od deski do deski. Akurat przy porannej kawie rozdział aby trochę polepszyć sobie humor z żartów o gołębiach ale tyle.

Skomentuj Łukasz Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *