Przejdź do treści

Muzyczne podsumowanie roku 2008

Najlepsze podsumowanie tego co grało mi w uszach to moje statystyki ostatniego roku na Last.fm Ale nie tylko to, chociaż moje podsumowanie krąży wokół tego co w tych statystykach się zapisało.

W polskiej muzyce w 2008 roku pojawiły się dwie płyty, które odbiegają znacznie od tego do czego przyzwyczaili nas „majorsi” i stacje radiowe typu RMF, Zet czy Eska. Bardzo dużą popularnością cieszyły się płyty Czesława, który śpiewa oraz Marysi Peszek – Maria-Awaria (w tym przypadku raczej nie sądzę, żeby znacząco szum przełożył się na sprzedaż). Wreszcie coś, co poza melodią wpadającą w ucho ma tekst… i jest popularne.

Jednak dla mnie ani jedna ani druga płyta nie była specjalnie ważna. Czesław jest muzyką popularną, która jest odmienna od mojego gustu. Marysia Peszek nagrała płytę z fajnymi (chociaż dość prostymi jeśli chodzi o rymy) tekstami i… tyle; „Miastomania” podobała mi się bardziej, ale też do niej nie wracam.

[ad#postad]Wracam i zawsze będę wracał do Pink Floyd. Kiedyś wspominałem o wielkim boksie A Tree Full of Secrets, a w tym roku wróciłem to The Wall w wersji Under Construction, czyli w wersji demo albumu który uważam za najlepszą płytę w historii muzyki. Różnic pomiędzy wersją demo a finalną jest kilka: przejścia pomiędzy utworami są chropowate, zmieniona jest nieco kolejność utworów (np. „Hey You” po „Confortably Numb”) a całość jest bardziej dołująca i przygnębiająca. Dla mnie idealnie – bo właśnie za klimat i treść opowieści Watersa lubię „Ścianę”.

Wracając do płyt nowych, których słuchałem w kończącym się roku… Za najlepsze uważam dwie.

Pierwsza to „Third” – trzecia studyjna płyta Portishead (trzeba było na nią czekać aż 10 lat). Fani głosu Beth Gibbons z pewnością obawiali się tego co znajdą na płycie. Ale nie potrzebnie – płyta jest świetna, w klimacie wcześniejszych „Dummy” czy „Portishead”, a jednocześnie z nutką nowoczesności. Warto było czekać, ot co.
Ważne zagraniczne płyty to nowa Metallica czy „Chinese Democracy” – album Guns N’ Roses nagrany aż po 15 lat przerwy! Jednak żadna z tych (i kilku innych) nie zasługuje moim zdaniem na uwagę tak, jak „Trójka” Portishead.

Wśród polskich płyt zdecydowanym liderem dla mnie jest „Gospel” formacji Lao Che. Chłopcy przeszli samych siebie. Nagrali płytę energetyczną, będącą miksem kilku styli, z doskonałymi tekstami… i można tak długo. „Chłopacy”, „Bóg zapłać” czy „Hiszpan” to zdecydowane hity minionego roku w moim odtwarzaczu.
Zasłuchiwałem się też płytami z 2007 – „Terroromans” Much i koncertem „MTV Unplugged” Heya.

Oprócz dźwięków samych w sobie w 2008 roku miała miejsce ciekawostka związana ze sposobem dystrybucji muzyki. 2008 to dwie płyty Nine Inch Nails – czteroczęściowy „Ghosts I-IV” oraz „The Slip”. Album „Ghosts” został w całości wydany w sieci, na licencji Creative Commons. Pierwszą część albumu (Ghosts I) można ściągnąć bezpłatnie ze strony zespołu, zaś za pięć dolarów dostępna jest pełna, czteroczęściowa wersja albumu.
Dwa miesiące po „Ghost” Trent Reznor wydał płytę „The Slip” – też w formie plików umieszczonych w internecie, za zupełną darmochę. O NIN pisałem wcześniej.

Muzyka to nie tylko płyty, ale też koncerty. Najlepsza trójka jaką widziałem na żywo to:

Zobacz także:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *